Dla kogo są Leworęczni

Denerwują Cię przewidywalne historie, wyidealizowane postacie i świat, w którym zawsze zwycięża dobro?


Masz ochotę na ciekawą powieść, pełną intryg i zaskakujących wątków, napisaną w przystępnym stylu, z ciętym humorem i bez nużących opisów, opartą na wartkiej, dynamicznej fabule?


Żądasz rozwoju akcji, bez długiego czekania i powolnych wstępów?


Jesteś fanem książek typu Władca Pierścieni, Gra o Tron, uwielbiasz sesje D&D, Warhammera, a może po prostu całymi dnia katujesz kompa Skyrimem, czy Wiedźminem?



Ta powieść jest dla Ciebie.

Czym są Leworęczni?

Leworęczni to historia dwóch postaci, których przygody wzajemnie się przeplatają. Choć Arrina – nastoletniego Dziedzica, syna Władcy Miasta – i Galthara – łotra wyjadacza, mistrza włamań po trzydziestce – dzielą tysiące kilometrów, ich losy splatają się i oddziaływają na siebie nawzajem, zmieniając przy okazji sytuację całej krainy. Łączy ich bowiem wspólny cel.


Nie będzie spoilerów, więc zacznij czytać i dowiedz się jaki!

Zacznij czytać - Prolog

Lord Gastner wręcz biegiem przemierzał opustoszałe korytarze twierdzy Tressport.
To prawda… – myślał.
Było już po północy i w zamku, oprócz pojedynczych strażników nie można było spotkać żywej duszy.
Ręce miał roztrzęsione. W lewej trzymał latarnię, która oświetlała mu drogę, a w prawej ściskał list - papierowe zawiniątko, które kilka chwil temu odebrał od posłańca, który zbudził go z głębokiego snu.
List nosił pieczęć Perhange, miasta oddalonego od Tressport tysiące mil w kierunku północnym. Jak powiedział mu posłaniec była to wiadomość najwyższej wagi, więc nie czekając ani chwili starzec wyskoczył z łóżka.
Wiadomość miała zwiastować spełnienie się strasznych plotek, które można było usłyszeć w ciągu ostatnich dni.
To będzie długa noc...
Skręcił w prawo za rogiem korytarza i wszedł na kamienne, kręcone schody prowadzące do wieży Najwyższego. W pośpiechu piął się w górę, jednak w połowie drogi musiał przystanąć na chwilę aby złapać oddech. Nie był już w sile wieku i marsz żwawym tempem przez całą długość zamku ze wzmożonym strachem za bardzo rozruszał jego serce. Oparł ręce o kolana i odpoczywając zaczął rozmyślać jakby to było, gdyby plotki rzeczywiście się spełniły.
Co On na to powie?
Drzwi do komnaty Lorda Pretriana były strzeżone przez dwóch strażników ubranych w ciemnoszare, grube, ciężkie zbroje. Rozpoznali go w lekkim świetle latarni, którą trzymał w ręce.
- Bardzo ważne? – zapytał lakonicznie jeden z nich.
- Owszem – wydyszał Lord Gastner.
Strażnik kiwnął głową i otworzył przed nim drewniane drzwi, z których wylała się przyjemna, ciepła poświata.
- Najwyższy nie śpi.
Mistrz nad Listami wstąpił zaskoczony do pomieszczenia, a drzwi za nim zamknięto.
Komnata Najwyższego była przestronna i wygodna. Naprzeciw drzwi znajdował się granitowy kominek, w którym teraz wesoło trzaskał ogień. Po prawej pokój zmieniał się w sypialnie, odgrodzoną kolumnami między którymi zawieszono przewiewne zasłony. Natomiast po lewej stronie od drzwi znajdowało się wielkie, ciemne, grubo ciosane biurko pełne stert papierów i ksiąg, przy którym często można było spotkać pracującego Lorda Pretriana Atrenisa. Było tak też i tym razem.
Najwyższy siedział przy krześle pochylony nad jakimś papierem trzymając w prawej ręce pióro chwilę wcześniej zanurzone w kałamarzu.
Gdy Lord Gastner wszedł do jego komnaty władca uniósł głowę i gestem kazał mu zająć miejsce naprzeciw siebie. Starzec zabrał jedno z krzeseł stojących przy kominku i przystawił je do stołu vis-à-vis swego seniora. Przed zajęciem miejsca położył przed nim list, który był powodem jego wizyty.
Lord Pretrian odłożył pióro do pozłacanego kałamarza wstawionego w specjalnie wydrążone miejsce w biurku. Następnie przetarł ubrudzone atramentem ręce w zmiętą szmatkę, która leżała na blacie i wziął do ręki list.
Gdy go odwrócił i zobaczył pieczęć Perhange jego twarz się zasępiła
- Czyli to prawda. – stwierdził sięgając po mały nożyk do papieru, którym otworzył kopertę.
Lord Gastner kiwnął głową w milczeniu.
- Niedobrze…
List był długi, napisany kursywą. Najwyższy szybko omiótł litery wzrokiem po czym podał go Gastnerowi. Napisano w sposób następujący:

Do Najwyższych Dwurzecza Miast czternastu

Lordowie!

Jak wielu z was – najwybitniejszych wśród głów  Dwurzecza – godzinami sondując losy naszej skromnej ziemi dochodzę do wniosków, obok których nie sposób przejść mi obojętnie. Mając na względzie Waszą mądrość, którą bez wątpienia dysponujecie, zwracam się do Was z tym oto listem, w którym wychodzę od pytania:
         Czym cechuje się dobry władca?
 W mojej głowie rodzi się obraz człowieka opanowanego, inteligentnego, z umiejętnością chłodnej oceny sytuacji. Ale przede wszystkim atutem spostrzeżenia potrzeb własnego ludu. Ktoś, komu dane jest decydować za ogrom ludzi winien być także odpowiedzialnym, mądrym i troskliwym. Nie mając na względzie własnych wygód powinien dbać, aby jego podwładnym żyło się jak najlepiej. W przykrym wypadku niepowodzenia w jakiejś sprawie powinien umieć – swoimi przemyślanymi działaniami – wyjść z opresji i być wstanie odpowiednio przyznać się do popełnionych błędów. Przy czym w żadnym wypadku nie odkładać problemów  na inną godzinę, lub zrzucać wywiązanie się z nich komu innemu
Pokrótce podsumowując: perfekcyjny władca musi posiadać wiele cnót niezbędnych do sprawowania władzy w należyty sposób.
Wspaniałym byłoby, aby osoba posiadająca wszystkie te cechy zasiadała na każdym z tronów czternastu miast, lecz wszyscy wiemy, że sprawa ta do prostych nie należy
Faktem jest, że nikt idealnym się nie urodził, lecz powszechnie wiadomo, iż do ideału dążyć należy. Osoba ideałowi najbliższa powinna zajmować miejsce najwyżej w hierarchii, mając pod sobą innych – tych idealnych w mniejszym stopniu.
Na Tronie Dwurzecza w Stolicy nie ma miejsca dla byle kogo. Król władający ziemiami północy, jak i południa powinien posiadać cechy, które wymieniłem powyżej, lub chociaż znaczną ich część.
Muszę jednak, z całą przykrością, stwierdzić, że tak nie jest.
Jak to się stało, że tylu znamienitych Lordów rządzi pojedynczymi miastami w wprost perfekcyjny sposób -  pozbywając się problemów i wychodząc z kryzysów obronną ręką - podczas gdy nad ich głowami rządzi nieudacznik?
Mówię to głośno: Brendan V z dynastii Preyenów, obecny Król Dwurzecza nie nadaje się na władcę nawet najmniejszej wsi. Jest to człowiek słaby i próżny, pozbawiony choćby jednego aspektu, który wcześniej przytoczyłem.
Strach powstrzymuje go przed działaniem. Boi się zaryzykować, dla dobra ogółu. Próżno u Niego szukać choć próby rozpoczęcia  walki z kryzysem. Nie dba o Miasta podwładne, a raczej dba tylko o niektóre, wybrane przez siebie. Jest niekonsekwentny w swoich działaniach i założeniach.
Można by mu to jednak wybaczyć, jako człowiekowi, gdyby  przyznał się do błędu, jako wzór honorowego zachowania. Ktoś kto umiałby spojrzeć klarownie na daną sytuację sam oceniłby, że nie nadaje się na Króla i sam zrezygnowałby  z Tronu.
         Temu człowiekowi brak jednak honoru. Woli hańbić Dwurzecze swoimi niezrozumiałymi decyzjami, które niedługo wpędzą nas wszystkich w złe czasy -  z których już tak łatwo się nie wydostaniemy - udając, że wszystko jest w znamienitym porządku. Otóż  ogłaszam: Nie jest!
Trzeba więc działać! Apeluje do wszystkich umiejących trzeźwo myśleć o zaprzestanie współpracy Królem i odłączenie się od sojuszu ze Stolicą.
Trzeba nam zacząć działać wspólnie!
 Razem więc zbudujmy opozycję, aby obalić Nieudacznika i wprowadzić nowe rządy!
         Dość już nieprzemyślanych decyzji jednego człowieka, który sam nie zdaje sobie sprawy z tego co czyni! Czas powołać do życia nową władzę, złożoną z ludzi mądrych i doświadczonych. Takich, którzy będą umieli radzić sobie z problemami, które dotykają nas wszystkich!
Wzywam zatem do przyłączenia się do mnie. Nie bójmy się tego co nastąpi, a patrzmy na pozytywy, których będzie mnóstwo.
         Wiem, że jest to trudna decyzja, ponieważ czekają nas wielkie zmiany, przed którymi każdy się trwoży. Jest ona jednak potrzebna. W końcu kiedyś będzie musiała nastąpić, a im szybciej zaczniemy działać tym prościej przyjdzie nam wyplewienie tego zła.  Nie jest jeszcze mocno zakorzenione, a ludzie nie są ślepo zapatrzeni w obecną władzę zasiadającą na Tronie.
Wiem także, że niektórym tradycja zabroni dołączenie do rewolucji. Jednak pomyślcie czym są obyczaje w kryzysie wobec życia w ładzie i harmonii, po które wystarczy tylko wyciągnąć rękę?

Czas zmienić Nieudacznika i czas zmienić Dwurzecze. Zmienić na lepsze!

List nie miał podpisu, jednak nie był on potrzebny. Było doskonale wiadomo, kto pisze.
Lord Gastner podniósł głowę i spojrzał na Lorda Pretriana. Najwyższy przecierał zarośnięty podbródek patrząc gdzieś w bok.
- I co myślisz, Panie? – zapytał odkładając list na stół.
- Myślę, że to niezła próba – przyznał Lord Pretrian –Sam przez chwilę zwątpiłem w naszego Króla… Jednak to zwykła sztuczka. Napisano w ten sposób, że każdy głupi się przekona.
Lord Gastner spojrzał na niego niepewnie.
- To mnie właśnie martwi, Panie.
Najwyższy milczeniem skwitował jego słowa.
Mistrz Nad Listami poczuł wielki przypływ gorąca.
- Sojusznicy Tronu Południa na pewno nie przystąpią do rewolucji – stwierdził po chwili Lord Pretrian.
- Wygląda na to, że misterny plan wielkich zmian z północy umrze w zarodku – starzec uśmiechnął się nerwowo.
- Nie możemy lekceważyć nikogo – Najwyższy nie podzielał jego humoru.
Lord Gastner próbował śmiechem wyrzucić ze swojej głowy straszne myśli o wojnie, które niepokoiły go już długo i które teraz okazały się prawdziwe.
 – Do nas kolejny ruch należy – kontynuował władca, który wstał i zaczął
chodzić po komnacie - Trzeba rozesłać kolejne listy. Zrobimy to jutro – postanowił -  Najwyżsi muszą być przekonani, że wszystko jest w porządku. Zapewnimy im bezpieczeństwo. Wielu zacznie się obawiać.
- I będą mieli słuszność – przytaknął.
Władca chodził po komnacie z rękami założonymi za sobą wpatrując się w swoje stopy. Lord Gastner obserwował go obracając głowę to w jedną to w drugą stronę.
- Co myślisz, Lordzie, o tym całym Rewolucjoniście z Północy? –  zapytał w końcu. Najwyższy lubił znać opinię swoich Lordów.
- Znaczy się… - sam nie wiedział co myśleć o tej sytuacji – może przewrócić porządek w Dwurzeczu do góry nogami…
Lord Pretrian przystanął i spojrzał na niego srogo.
- Czekam na konkrety.
Starzec wziął głęboki oddech.
- Chodzi mi o to, że zależy to tylko od tego, kto kogo poprze. Równie dobrze wojna może w ogóle nie wybuchnąć.
- Hmm.
- Dlatego musimy działać szybko – kontynuował odnajdując swoją szansę– Przejąć inicjatywę i sprawić by to naszą sprawę poparto.
- Jak?
Lord Gastner zawahał się.
- Myślę, że winniśmy zwrócić się do prostych ludzi – odparł powoli - zapobiegniemy buntom, a co więcej zdobędziemy ich poparcie.
- Kiedy ostatnio widziałeś bunt w Tressport? – Najwyższy zadał pytanie srogim tonem .
Pokręcił głową.
- U nas może nie. Gospodarka tutaj ma się świetnie… Ale, jako pierwszy wasal Korony, może winniśmy zwrócić się z pomocą do ludzi z innych miast. Niech zobaczą, że Korona się o nich troszczy.
Lord Pretrian milczał przez chwilę.
- Społeczeństwo to potężna broń. Jeżeli się uprze, władca jest na przegranej pozycji. Wykorzystajmy ich na swoją korzyść.
Najwyższy kiwnął głową.
- Tak – powiedział w końcu spokojnym głosem – To dobra myśl.
Lord Gastner odetchnął z ulgą. Nie pamiętał kiedy ostatnio Lord Pretrian pochwalił czyjś pomysł.
Nagle władca zatrzymał się. Odwrócił się i przeszył Gastnera pytającym spojrzeniem.
- Robi się gorąco – rzekł -  Nie ma co do tego wątpliwości. Mniejsza, czy większa, wojna wkrótce nastąpi, a ja będę musiał prawdopodobnie bardzo się w niej przyczynić.
Starzec zmrużył oczy.
- Co masz na myśli, Panie?
- Mam na myśli to, że Król z pewnością wezwie mnie do siebie.
- To prawda, jesteśmy w końcu najsilniejszym miastem przy boku Stolicy.
Najwyższy kiwnął głową.
- Wtedy miasto zostanie bez opieki.
- Tak – przyznał Lord Gastner – Ale to nic takiego. Tymczasowy namiestnik z pewnością sobie poradzi. Jedyne pytanie to, kto mógłby nim zostać?
- Nie o to się rozchodzi – zaprzeczył ostro. Powoli podszedł do kominka wpatrując się w płomienie  – Ale o Następcę Tronu.
Lord Gastner podniósł brwi.
W końcu przyszedł moment, w którym trzeba było wyjaśnić sytuację Arrina – jedynego syna Najwyższego.
- Czy mogę Ci jakoś pomóc, Panie? – zapytał ostrożnie.
- Potrzebujemy Następcy – rzucił krótko.
- Jest przecie Arrin…
Lord Pretrian pokręcił głową.
- Potrzebujemy prawdziwego Następcy. Kogoś, kogo nie będę musiał się wstydzić. Kogoś godnego tronu.
- A czy chłopiec…
- Nie – stwierdził chłodno -  potrzebuję nowego syna. Tym razem prawo urodzonego.
Lord Gastner przyjął to do swojej informacji. Żona Najwyższego zmarła nie dając mu syna, za to z jedną z kochanic spłodził Arrina, którego zachował przy sobie, jako jedyne przedłużenie rodu Atrenisów.
- Co z chłopcem? – zapytał Lord Gastner niepewnie, wiedząc, że wstępuje na grząski grunt. Władca nie lubił o tym rozmawiać.
-  Musi zostać, jak dotychczas – odparł bez wyrazu.
- Ale…
- Jeżeli nie uda mi się spłodzić syna z prawego łoża, On zajmie miejsce na Tronie po mojej śmierci – powiedział dość agresywnie Lord Pretrian – Ród musi zostać przedłużony. Wytrzyma tę małą plamę.
- Panie – wtrącił cicho -  ale czy nie lepiej byłoby przeprowadzić wówczas elekcję?
Najwyższy błyskawicznie obrócił się w jego stronę i wbił w niego wściekłe spojrzenie.
- Ród MUSI zostać przedłużony – warknął – choćby bękart miałby być kompletnym głupcem.
Starzec nie dawał za wygraną
- Może wypadałoby chłopcu o tym powiedzieć? – mówił powoli - Wprowadzić go stopniowo w prawdziwe zdarzenia. Pokazać mu co i jak.
- Nic z tych rzeczy – odparł Najwyższy – Nie powiem mu tego, na pewno. Nie zniósłby tego dobrze, jest zbyt słaby psychicznie.
- A może chociaż „oswoić” ludność z Następcą? – próbował dalej Gastner, który nie był zbyt przekonany do surowych sposobów wychowawczych Lorda Pretriana – kończy przecież niedługo czternaste urodziny? Można by Go w końcu pokazać mieszkańcom.
Lord Pretrian bił się z myślami co było widać przez zmieszanie emocji na jego twarzy.
- Masz racje, Lordzie – powiedział w końcu siadając z powrotem przy biurku – zabierzemy go na polowanie w jego urodziny. To faktycznie dobry plan. Mieszczanie dawno nie widzieli Dziedzica.
- Też tak uważam – uśmiechnął się lekko Lord Gastner zadowolony ze swoich rad.
- Ale ze ślubu nie zrezygnuje – powiedział po chwili Najwyższy.
- Ślubu?
- Dziecko z prawego łoża to mój priorytet, a do tego potrzebny jest ślub. Musimy znaleźć jakąś arystokratkę.
Lord Gastner kiwnął głową.
- Masz jakieś specjalne zachcianki, Panie?
- Ma dać mi syna – spojrzał dumnie w przestrzeń – Prawdziwego syna, którego nie musiałbym się wstydzić. Kogoś, kto miałby potencjał, aby stać się prawdziwym władcą. Syna godnego bycia Dziedzicem. Kogoś, kto otrzymałby perfekcyjne wykształcenie i szkolenie. Marzę tylko o tym.
- Myślę, że da się zrobić – powiedział z lekkim uśmiechem, chociaż wiedział, że będzie to trudna sprawa.
Wszystko zależało od płodności kobiety, którą wybiorą.
- Znakomicie.
To powiedziawszy władca wziął w dłoń pióro i zaczął zajmować się sprawami, w których przerwał mu Lord Gastner. Był to znak, że zakończyli już rozmowę i Mistrz Nad Listami mógł już opuścić jego komnatę.
Poszło szybciej niż myślałem – ucieszył się w duchu Lord Gastner.
Wstał, podziękował, ukłonił się Najwyższemu i ruszył w stronę drzwi.
Jednak zanim opuścił komnatę przystanął.
- Panie? – jedna sprawa wydawała mu się niedokończona.
Najwyższy podniósł głowę.
- To co teraz będzie z Arrinem?
Władca zmrużył oczy.
- Nie mogę ryzykować – powiedział twardo wyprostowując się na krześle  -  Na dzień dzisiejszy, aż do narodzin mojego drugiego syna, jest Dziedzicem. Niech więc ma się za niego ma. Martwić się będziemy, gdy narodzi się prawowity następca. Miejmy nadzieję, że nastąpi to jak najszybciej.
Lord Gastner zawahał się.
- Co wtedy byłoby z Arrinem? – było to ryzykowne pytanie, jednak musiał je zadać.
Obawiał się, że Najwyższy się wścieknie, jednak twarz Lorda Pretriana przybrała chłodny wyraz. Ponownie odłożył pióro do kałamarza i spojrzał prosto w oczy Mistrza Nad  Listami.
Ton w jakim odpowiedział był niezwykle zimny.
- W takim wypadku byłby mi kompletnie obojętny .




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz