Lord Gastner wręcz biegiem
przemierzał opustoszałe korytarze twierdzy Tressport.
To prawda… – myślał.
Było już po północy i w zamku,
oprócz pojedynczych strażników nie można było spotkać żywej duszy.
Ręce miał roztrzęsione. W lewej
trzymał latarnię, która oświetlała mu drogę, a w prawej ściskał list - papierowe
zawiniątko, które kilka chwil temu odebrał od posłańca, który zbudził go z
głębokiego snu.
List nosił pieczęć Perhange,
miasta oddalonego od Tressport tysiące mil w kierunku północnym. Jak powiedział
mu posłaniec była to wiadomość najwyższej wagi, więc nie czekając ani chwili
starzec wyskoczył z łóżka.
Wiadomość miała zwiastować spełnienie się strasznych plotek,
które można było usłyszeć w ciągu ostatnich dni.
To będzie długa noc...
Skręcił w prawo za rogiem
korytarza i wszedł na kamienne, kręcone schody prowadzące do wieży Najwyższego.
W pośpiechu piął się w górę, jednak w połowie drogi musiał przystanąć na chwilę
aby złapać oddech. Nie był już w sile wieku i marsz żwawym tempem przez całą
długość zamku ze wzmożonym strachem za bardzo rozruszał jego serce. Oparł ręce
o kolana i odpoczywając zaczął rozmyślać jakby to było, gdyby plotki
rzeczywiście się spełniły.
Co On na to powie?
Drzwi do komnaty Lorda Pretriana
były strzeżone przez dwóch strażników ubranych w ciemnoszare, grube, ciężkie
zbroje. Rozpoznali go w lekkim świetle latarni, którą trzymał w ręce.
- Bardzo ważne? – zapytał
lakonicznie jeden z nich.
- Owszem – wydyszał Lord Gastner.
Strażnik kiwnął głową i otworzył
przed nim drewniane drzwi, z których wylała się przyjemna, ciepła poświata.
- Najwyższy nie śpi.
Mistrz nad Listami wstąpił zaskoczony
do pomieszczenia, a drzwi za nim zamknięto.
Komnata Najwyższego była
przestronna i wygodna. Naprzeciw drzwi znajdował się granitowy kominek, w
którym teraz wesoło trzaskał ogień. Po prawej pokój zmieniał się w sypialnie,
odgrodzoną kolumnami między którymi zawieszono przewiewne zasłony. Natomiast po
lewej stronie od drzwi znajdowało się wielkie, ciemne, grubo ciosane biurko
pełne stert papierów i ksiąg, przy którym często można było spotkać pracującego
Lorda Pretriana Atrenisa. Było tak też i tym razem.
Najwyższy siedział przy krześle
pochylony nad jakimś papierem trzymając w prawej ręce pióro chwilę wcześniej zanurzone
w kałamarzu.
Gdy Lord Gastner wszedł do jego komnaty władca uniósł głowę
i gestem kazał mu zająć miejsce naprzeciw siebie. Starzec zabrał jedno z
krzeseł stojących przy kominku i przystawił je do stołu vis-à-vis
swego seniora. Przed zajęciem miejsca położył przed nim list, który był
powodem jego wizyty.
Lord Pretrian odłożył pióro do pozłacanego kałamarza
wstawionego w specjalnie wydrążone miejsce w biurku. Następnie przetarł
ubrudzone atramentem ręce w zmiętą szmatkę, która leżała na blacie i wziął do
ręki list.
Gdy go odwrócił i zobaczył
pieczęć Perhange jego twarz się zasępiła
- Czyli to prawda. – stwierdził
sięgając po mały nożyk do papieru, którym otworzył kopertę.
Lord Gastner kiwnął głową w
milczeniu.
- Niedobrze…
List był długi, napisany kursywą.
Najwyższy szybko omiótł litery wzrokiem po czym podał go Gastnerowi. Napisano w
sposób następujący:
Do Najwyższych
Dwurzecza Miast czternastu
Lordowie!
Jak wielu z was – najwybitniejszych wśród głów Dwurzecza – godzinami sondując losy naszej skromnej
ziemi dochodzę do wniosków, obok których nie sposób przejść mi obojętnie. Mając
na względzie Waszą mądrość, którą bez wątpienia dysponujecie, zwracam się do
Was z tym oto listem, w którym wychodzę od pytania:
Czym
cechuje się dobry władca?
W mojej głowie rodzi się obraz
człowieka opanowanego, inteligentnego, z umiejętnością chłodnej oceny sytuacji.
Ale przede wszystkim atutem spostrzeżenia potrzeb własnego ludu. Ktoś, komu
dane jest decydować za ogrom ludzi winien być także odpowiedzialnym, mądrym i
troskliwym. Nie mając na względzie własnych wygód powinien dbać, aby jego
podwładnym żyło się jak najlepiej. W przykrym wypadku niepowodzenia w jakiejś
sprawie powinien umieć – swoimi przemyślanymi działaniami – wyjść z opresji i
być wstanie odpowiednio przyznać się do popełnionych błędów. Przy czym w żadnym
wypadku nie odkładać problemów na inną
godzinę, lub zrzucać wywiązanie się z nich komu innemu
Pokrótce podsumowując: perfekcyjny władca musi posiadać wiele cnót
niezbędnych do sprawowania władzy w należyty sposób.
Wspaniałym byłoby, aby
osoba posiadająca wszystkie te cechy zasiadała na każdym z tronów czternastu
miast, lecz wszyscy wiemy, że sprawa ta do prostych nie należy
Faktem jest, że nikt idealnym się nie urodził, lecz powszechnie
wiadomo, iż do ideału dążyć należy. Osoba ideałowi najbliższa powinna zajmować
miejsce najwyżej w hierarchii, mając pod sobą innych – tych idealnych w
mniejszym stopniu.
Na Tronie Dwurzecza w Stolicy nie ma miejsca dla byle kogo. Król
władający ziemiami północy, jak i południa powinien posiadać cechy, które
wymieniłem powyżej, lub chociaż znaczną ich część.
Muszę jednak, z całą przykrością, stwierdzić, że tak nie jest.
Jak to się stało, że tylu znamienitych Lordów rządzi pojedynczymi
miastami w wprost perfekcyjny sposób - pozbywając się problemów i wychodząc z kryzysów
obronną ręką - podczas gdy nad ich głowami rządzi nieudacznik?
Mówię to głośno: Brendan V z dynastii Preyenów, obecny Król Dwurzecza
nie nadaje się na władcę nawet najmniejszej wsi. Jest to człowiek słaby i
próżny, pozbawiony choćby jednego aspektu, który wcześniej przytoczyłem.
Strach powstrzymuje go przed działaniem. Boi się zaryzykować, dla dobra
ogółu. Próżno u Niego szukać choć próby rozpoczęcia walki z kryzysem. Nie dba o Miasta podwładne,
a raczej dba tylko o niektóre, wybrane przez siebie. Jest niekonsekwentny w
swoich działaniach i założeniach.
Można by mu to jednak
wybaczyć, jako człowiekowi, gdyby przyznał się do błędu, jako wzór honorowego
zachowania. Ktoś kto umiałby spojrzeć klarownie na daną sytuację sam oceniłby,
że nie nadaje się na Króla i sam zrezygnowałby
z Tronu.
Temu
człowiekowi brak jednak honoru. Woli hańbić Dwurzecze swoimi niezrozumiałymi
decyzjami, które niedługo wpędzą nas wszystkich w złe czasy - z których już tak łatwo się nie wydostaniemy -
udając, że wszystko jest w znamienitym porządku. Otóż ogłaszam: Nie jest!
Trzeba więc działać! Apeluje do wszystkich umiejących trzeźwo myśleć o
zaprzestanie współpracy Królem i odłączenie się od sojuszu ze Stolicą.
Trzeba nam zacząć
działać wspólnie!
Razem więc zbudujmy opozycję,
aby obalić Nieudacznika i wprowadzić nowe rządy!
Dość
już nieprzemyślanych decyzji jednego człowieka, który sam nie zdaje sobie
sprawy z tego co czyni! Czas powołać do życia nową władzę, złożoną z ludzi
mądrych i doświadczonych. Takich, którzy będą umieli radzić sobie z problemami,
które dotykają nas wszystkich!
Wzywam zatem do przyłączenia się do mnie. Nie bójmy się tego co
nastąpi, a patrzmy na pozytywy, których będzie mnóstwo.
Wiem,
że jest to trudna decyzja, ponieważ czekają nas wielkie zmiany, przed którymi
każdy się trwoży. Jest ona jednak potrzebna. W końcu kiedyś będzie musiała
nastąpić, a im szybciej zaczniemy działać tym prościej przyjdzie nam
wyplewienie tego zła. Nie jest jeszcze
mocno zakorzenione, a ludzie nie są ślepo zapatrzeni w obecną władzę
zasiadającą na Tronie.
Wiem także, że niektórym tradycja zabroni dołączenie do rewolucji.
Jednak pomyślcie czym są obyczaje w kryzysie wobec życia w ładzie i harmonii,
po które wystarczy tylko wyciągnąć rękę?
Czas zmienić Nieudacznika
i czas zmienić Dwurzecze. Zmienić na lepsze!
List nie miał podpisu, jednak nie
był on potrzebny. Było doskonale wiadomo, kto pisze.
Lord Gastner podniósł głowę i
spojrzał na Lorda Pretriana. Najwyższy przecierał zarośnięty podbródek patrząc
gdzieś w bok.
- I co myślisz, Panie? – zapytał
odkładając list na stół.
- Myślę, że to niezła próba –
przyznał Lord Pretrian –Sam przez chwilę zwątpiłem w naszego Króla… Jednak to
zwykła sztuczka. Napisano w ten sposób, że każdy głupi się przekona.
Lord Gastner spojrzał na niego
niepewnie.
- To mnie właśnie martwi, Panie.
Najwyższy milczeniem skwitował
jego słowa.
Mistrz Nad Listami poczuł wielki
przypływ gorąca.
- Sojusznicy Tronu Południa na
pewno nie przystąpią do rewolucji – stwierdził po chwili Lord Pretrian.
- Wygląda na to, że misterny plan
wielkich zmian z północy umrze w zarodku – starzec uśmiechnął się nerwowo.
- Nie możemy lekceważyć nikogo –
Najwyższy nie podzielał jego humoru.
Lord Gastner próbował śmiechem
wyrzucić ze swojej głowy straszne myśli o wojnie, które niepokoiły go już długo
i które teraz okazały się prawdziwe.
– Do nas kolejny ruch należy – kontynuował
władca, który wstał i zaczął
chodzić po komnacie - Trzeba rozesłać kolejne listy. Zrobimy
to jutro – postanowił - Najwyżsi muszą
być przekonani, że wszystko jest w porządku. Zapewnimy im bezpieczeństwo. Wielu
zacznie się obawiać.
- I będą mieli słuszność –
przytaknął.
Władca chodził po komnacie z
rękami założonymi za sobą wpatrując się w swoje stopy. Lord Gastner obserwował
go obracając głowę to w jedną to w drugą stronę.
- Co myślisz, Lordzie, o tym
całym Rewolucjoniście z Północy? – zapytał w końcu. Najwyższy lubił znać opinię
swoich Lordów.
- Znaczy się… - sam nie wiedział
co myśleć o tej sytuacji – może przewrócić porządek w Dwurzeczu do góry nogami…
Lord Pretrian przystanął i
spojrzał na niego srogo.
- Czekam na konkrety.
Starzec wziął głęboki oddech.
- Chodzi mi o to, że zależy to
tylko od tego, kto kogo poprze. Równie dobrze wojna może w ogóle nie wybuchnąć.
- Hmm.
- Dlatego musimy działać szybko –
kontynuował odnajdując swoją szansę– Przejąć inicjatywę i sprawić by to naszą
sprawę poparto.
- Jak?
Lord Gastner zawahał się.
- Myślę, że winniśmy zwrócić się
do prostych ludzi – odparł powoli - zapobiegniemy buntom, a co więcej
zdobędziemy ich poparcie.
- Kiedy ostatnio widziałeś bunt w
Tressport? – Najwyższy zadał pytanie srogim tonem .
Pokręcił głową.
- U nas może nie. Gospodarka tutaj
ma się świetnie… Ale, jako pierwszy wasal Korony, może winniśmy zwrócić się z
pomocą do ludzi z innych miast. Niech zobaczą, że Korona się o nich troszczy.
Lord Pretrian milczał przez
chwilę.
- Społeczeństwo to potężna broń.
Jeżeli się uprze, władca jest na przegranej pozycji. Wykorzystajmy ich na swoją
korzyść.
Najwyższy kiwnął głową.
- Tak – powiedział w końcu
spokojnym głosem – To dobra myśl.
Lord Gastner odetchnął z ulgą. Nie
pamiętał kiedy ostatnio Lord Pretrian pochwalił czyjś pomysł.
Nagle władca zatrzymał się. Odwrócił
się i przeszył Gastnera pytającym spojrzeniem.
- Robi się gorąco – rzekł - Nie ma co do tego wątpliwości. Mniejsza, czy
większa, wojna wkrótce nastąpi, a ja będę musiał prawdopodobnie bardzo się w
niej przyczynić.
Starzec zmrużył oczy.
- Co masz na myśli, Panie?
- Mam na myśli to, że Król z
pewnością wezwie mnie do siebie.
- To prawda, jesteśmy w końcu
najsilniejszym miastem przy boku Stolicy.
Najwyższy kiwnął głową.
- Wtedy miasto zostanie bez
opieki.
- Tak – przyznał Lord Gastner –
Ale to nic takiego. Tymczasowy namiestnik z pewnością sobie poradzi. Jedyne
pytanie to, kto mógłby nim zostać?
- Nie o to się rozchodzi – zaprzeczył
ostro. Powoli podszedł do kominka wpatrując się w płomienie – Ale o Następcę Tronu.
Lord Gastner podniósł brwi.
W końcu przyszedł moment, w
którym trzeba było wyjaśnić sytuację Arrina – jedynego syna Najwyższego.
- Czy mogę Ci jakoś pomóc, Panie?
– zapytał ostrożnie.
- Potrzebujemy Następcy – rzucił
krótko.
- Jest przecie Arrin…
Lord Pretrian pokręcił głową.
- Potrzebujemy prawdziwego
Następcy. Kogoś, kogo nie będę musiał się wstydzić. Kogoś godnego tronu.
- A czy chłopiec…
- Nie – stwierdził chłodno - potrzebuję nowego syna. Tym razem prawo
urodzonego.
Lord Gastner przyjął to do swojej
informacji. Żona Najwyższego zmarła nie dając mu syna, za to z jedną z kochanic
spłodził Arrina, którego zachował przy sobie, jako jedyne przedłużenie rodu
Atrenisów.
- Co z chłopcem? – zapytał Lord
Gastner niepewnie, wiedząc, że wstępuje na grząski grunt. Władca nie lubił o
tym rozmawiać.
- Musi zostać, jak dotychczas – odparł bez
wyrazu.
- Ale…
- Jeżeli nie uda mi się spłodzić
syna z prawego łoża, On zajmie miejsce na Tronie po mojej śmierci – powiedział
dość agresywnie Lord Pretrian – Ród musi zostać przedłużony. Wytrzyma tę małą
plamę.
- Panie – wtrącił cicho - ale czy nie lepiej byłoby przeprowadzić
wówczas elekcję?
Najwyższy błyskawicznie obrócił
się w jego stronę i wbił w niego wściekłe spojrzenie.
- Ród MUSI zostać przedłużony –
warknął – choćby bękart miałby być kompletnym głupcem.
Starzec nie dawał za wygraną
- Może wypadałoby chłopcu o tym
powiedzieć? – mówił powoli - Wprowadzić go stopniowo w prawdziwe zdarzenia.
Pokazać mu co i jak.
- Nic z tych rzeczy – odparł Najwyższy
– Nie powiem mu tego, na pewno. Nie zniósłby tego dobrze, jest zbyt słaby
psychicznie.
- A może chociaż „oswoić” ludność
z Następcą? – próbował dalej Gastner, który nie był zbyt przekonany do surowych
sposobów wychowawczych Lorda Pretriana – kończy przecież niedługo czternaste
urodziny? Można by Go w końcu pokazać mieszkańcom.
Lord Pretrian bił się z myślami
co było widać przez zmieszanie emocji na jego twarzy.
- Masz racje, Lordzie –
powiedział w końcu siadając z powrotem przy biurku – zabierzemy go na polowanie
w jego urodziny. To faktycznie dobry plan. Mieszczanie dawno nie widzieli
Dziedzica.
- Też tak uważam – uśmiechnął się
lekko Lord Gastner zadowolony ze swoich rad.
- Ale ze ślubu nie zrezygnuje –
powiedział po chwili Najwyższy.
- Ślubu?
- Dziecko z prawego łoża to mój
priorytet, a do tego potrzebny jest ślub. Musimy znaleźć jakąś arystokratkę.
Lord Gastner kiwnął głową.
- Masz jakieś specjalne
zachcianki, Panie?
- Ma dać mi syna – spojrzał
dumnie w przestrzeń – Prawdziwego syna, którego nie musiałbym się wstydzić.
Kogoś, kto miałby potencjał, aby stać się prawdziwym władcą. Syna godnego bycia
Dziedzicem. Kogoś, kto otrzymałby perfekcyjne wykształcenie i szkolenie. Marzę
tylko o tym.
- Myślę, że da się zrobić –
powiedział z lekkim uśmiechem, chociaż wiedział, że będzie to trudna sprawa.
Wszystko zależało od płodności
kobiety, którą wybiorą.
- Znakomicie.
To powiedziawszy władca wziął w
dłoń pióro i zaczął zajmować się sprawami, w których przerwał mu Lord Gastner.
Był to znak, że zakończyli już rozmowę i Mistrz Nad Listami mógł już opuścić
jego komnatę.
Poszło szybciej niż myślałem – ucieszył się w duchu Lord Gastner.
Wstał, podziękował, ukłonił się
Najwyższemu i ruszył w stronę drzwi.
Jednak zanim opuścił komnatę przystanął.
- Panie? – jedna sprawa wydawała
mu się niedokończona.
Najwyższy podniósł głowę.
- To co teraz będzie z Arrinem?
Władca zmrużył oczy.
- Nie mogę ryzykować – powiedział
twardo wyprostowując się na krześle - Na dzień dzisiejszy, aż do narodzin mojego
drugiego syna, jest Dziedzicem. Niech więc ma się za niego ma. Martwić się
będziemy, gdy narodzi się prawowity następca. Miejmy nadzieję, że nastąpi to jak
najszybciej.
Lord Gastner zawahał się.
- Co wtedy byłoby z Arrinem? –
było to ryzykowne pytanie, jednak musiał je zadać.
Obawiał się, że Najwyższy się
wścieknie, jednak twarz Lorda Pretriana przybrała chłodny wyraz. Ponownie
odłożył pióro do kałamarza i spojrzał prosto w oczy Mistrza Nad Listami.
Ton w jakim odpowiedział był
niezwykle zimny.
- W takim wypadku byłby mi
kompletnie obojętny .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz