Dla kogo są Leworęczni

Denerwują Cię przewidywalne historie, wyidealizowane postacie i świat, w którym zawsze zwycięża dobro?


Masz ochotę na ciekawą powieść, pełną intryg i zaskakujących wątków, napisaną w przystępnym stylu, z ciętym humorem i bez nużących opisów, opartą na wartkiej, dynamicznej fabule?


Żądasz rozwoju akcji, bez długiego czekania i powolnych wstępów?


Jesteś fanem książek typu Władca Pierścieni, Gra o Tron, uwielbiasz sesje D&D, Warhammera, a może po prostu całymi dnia katujesz kompa Skyrimem, czy Wiedźminem?



Ta powieść jest dla Ciebie.

Czym są Leworęczni?

Leworęczni to historia dwóch postaci, których przygody wzajemnie się przeplatają. Choć Arrina – nastoletniego Dziedzica, syna Władcy Miasta – i Galthara – łotra wyjadacza, mistrza włamań po trzydziestce – dzielą tysiące kilometrów, ich losy splatają się i oddziaływają na siebie nawzajem, zmieniając przy okazji sytuację całej krainy. Łączy ich bowiem wspólny cel.


Nie będzie spoilerów, więc zacznij czytać i dowiedz się jaki!

niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 5. - Galthar

Wziął głęboki oddech i zrobił krok przekraczając próg. Pierwszy raz wchodził do komnaty Najwyższego nie jako złoczyńca, ale jako wolny człowiek.
Może nie odczuwał wielkiej radości, ale towarzyszyła mu pewnego rodzaju ulga i spokój. Błoga myśl, że wszystko dobrze się skończyło.

Mimo wolności, której doświadczał, do Wielkiej Sali został w prowadzony przez oddział Strażników. Stał przed podwyższeniem czekając na rozpoczęcie całej ceremonii.
Nie pamiętał już kompletnie tego co zrobił. Teraz interesował go tylko zysk - coś w rodzaju kolejnego zadania, którego musiał się podjąć. To, że wydał starych przyjaciół odeszło w niepamięć.
Miał stać się Lordem osiadając w Radzie Miasta i Radzie Północy, co – kiedy sobie to w pełni uświadomił – zaczęło go intrygować. Choć praca nie była tak pełna wrażeń, jak robota w Gildii, z pewnością nie można było nazwać jej nudną. Członkowie Rady często ucztowali, jeździli na polowania i mieli wpływ na sprawy całego miasta. Niekiedy dostawali własne zamki lub wsie, a także podróżowali po świecie, co było dla Galthara, - który większość życia spędził w jednym miejscu - fascynującą wizją.
Opuścił rodzinną wioskę w wieku lat piętnastu, a w tym roku miał skończyć trzydzieści osiem lat, więc powoli do jego głowy wpadały myśli o ustatkowaniu. Był niskim, niezbyt postawnym mężczyzną, a jeżeli chodzi o sposoby walki bardziej preferował szybkość i zwinność od siły i wytrzymałości. Jego twarz niegodziwą porastał lekki, ciemny zarost ze szczególnie zaznaczonymi wąsami i bródką. Dość długie, tłuste, czarne jak smoła włosy zaczesywał do tyłu, żeby nie przeszkadzały mu w spoglądaniu na świat.


- Niedościgniony – powiedział powoli Lord Edric Stary, siedzący jak zawsze na tronie. Jego głos nie był jednak tak żywy, jak dzień wcześniej – bardzo się cieszę na twój widok.
Nie wiedział do końca dlaczego Najwyższy postanowił dołączyć go do swojej Rady. Przez dwadzieścia cztery godziny usłyszał już wiele oburzonych głosów, mówiących, że to niedorzeczna i niesprawiedliwa cena za podanie listy nazwisk łotrów. On jednak planował wykorzystać ten przywilej jak najlepiej dla siebie. To, co zrobił nie było łatwe i jeżeli istniała możliwość skorzystania z odszkodowania nie wahał się po nie sięgnąć.
Na Sali zapadła cisza. Wszyscy zebrani czekali na rozwój wydarzeń, licząc, że może jednak Lord Edric zmieni zdanie i posadzi Galthara w lochu, lub choć przynajmniej wyrzuci go z Zamku.
Stary od razu przeszedł do meritum.
- Jesteś gotowy wypowiedzieć słowa?
Szybko działa. Przysięga, którą miał złożyć miała zobowiązywać go do służby Najwyższemu najlepiej jak tylko potrafił, do końca swoich dni.
- Owszem – odpowiedział uprzejmie – jeżeli obecni Lordowie wyrażają zgodę – dodał zerkając na Dowódcę Straży z szyderczym uśmieszkiem na twarzy.
Ser Ellan Trew zrobił się czerwony i nie czekając ani chwili stanął między Galtharem a Najwyższym upadając na jedno kolano, zupełnie jak dzień wcześniej.
- Panie – rzekł przejęty – wiesz o tym dobrze, że ten złoczyńca sprawiał olbrzymie problemy Tobie i Radzie. Dlaczego chcesz utrzymywać pod swoim dachem kogoś z kim walczyłeś przez tyle lat? Dlaczego mamy karmić wroga? Jeżeli jest w stanie wydać swoich przyjaciół w trudnej chwili tym bardziej nie będzie mieć problemów wydać Ciebie, Panie. Do tego typu ludzi nie ma zaufania. Nie można mu wierzyć. To zwykły złodziej, włamywacz i morderca. Zapłać mu w inny sposób, a potem niech umrze jak chce. Byle nie tutaj, nie w Zamku.
Brawa poniosły się po Sali, jednak Najwyższy uciszył je niemrawym ruchem dłoni.
Galthara przeszył lekki dreszcz przerażenia. Wszystko co powiedział Ser Ellan było prawdą i on sam nigdy nie założyłby się o to, że Lord Edric zostawi go przy swoim boku. Czekał jednak na to co powie władca.
Na zapadniętej twarzy Najwyższego było widać zakłopotanie. Walczył ze sobą w środku, co okazywał zmarszczonymi brwiami i przymrużonymi oczyma, mamlając przy tym ustami.
- Galtharze – przemówił w końcu -  Przez wiele lat piąłeś się po drabinie występku przyczyniając się do wielu nieprawych czynów. Ile to już razy odwiedzałeś moje oblicze?
- Trzy… - nie był dumny z tak dużej liczby.
Powinienem był być ostrożniejszy.
- Trzy razy! Przyznajesz się do wszystkich czynów, które Ci zarzucamy?
- To zależy – mruknął Galthar.
- Chociażby napad na browar miejski. – Najwyższy wlepił w niego lodowate, przeszywające na wskroś spojrzenie.
Galthar kiwnął głową
- A co z włamaniem do strażniczego magazynu? – ciągnął.
- Tak, brałem w tym udział…
- Napad na karawanę z Varn – wtrącił Ser Ellan Trew.
- Również.
- Zabójstwo Świętego Mnicha? –  Lord Edric miał dość agresywny głos  – A co z ostatnim napadem na skarbiec?
Galthar już szukał słów aby odpowiedzieć na podane zarzuty, jednak nagle coś za nim huknęło. Odwrócił się i zobaczył otwarte na oścież wielkie drzwi. Wszedł przez nie mały, ubrany w czarno-czerwony, obcisły strój człowieczek. Był to Pumbernill - nadworny błazen, ale także doradca Najwyższego. Małymi, szybkimi kroczkami przemierzył całą długość Sali i przepychając się przez tłum, dotarł na podwyższenie. Dreptając obok Galthara sięgnął mu lekko powyżej pasa, co jeżeli chodzi o wzrost przypadało na kilkuletnie dziecko.
- Wybacz mi, panie – rzucił Pumbernill przebiegając koło Lorda Edrica i zajął miejsce na małym krzesełku po lewej stronie tronu.
Najwyższy zignorował go szukając kolejnych argumentów. Jednak nie czekając, nad całą sytuacją zapanował Galthar.
- Panie. Wiem, że moja historia w tym mieście nie jest pisana białym piórem. Zdaję sobie  sprawę z tego, że nie jestem najgodniejszą osobą, która jest brana pod uwagę, jeżeli chodzi o przystąpienie do Rady Północy. Jednak doznałem wewnętrznej przemiany – Ser Ellan Trew parsknął śmiechem. Mimo to Galthar kontynuował – Postanowiłem stać się zupełnie  nowym człowiekiem, czego początki już znamy. Daj szansę, a pokażę Ci, Panie, że nie zawiodę. Daj mi przysięgnąć. Jesteś mi to przecież winien. Zapłaciłem za to.
Lord Edric siedział przez chwilę w milczeniu wpatrując się w przestrzeń. W końcu wlepił w niego swoje błękitne, zimne oczy i wymamrotał:
- Możliwe, że przesadziłem wtedy z nagrodą za informacje. Wielu mówi mi, że to niesprawiedliwe – Galthar podniósł brew – Jednak obiecałem, a swojego słowa zwykłem dotrzymywać. Lecz względu na słowa mojego zaufanego doradcy – skinął głową na Ser Ellana – pozostawię Ci dwie opcje. Tak jak powiedziałeś, faktycznie jestem Ci coś winien. Ale to według własnego sumienia zadecydujesz, czy jesteś godzien, czy też nie. – na Sali znowu zapanowała absolutna cisza. wydawali się zainteresowani tym, jak skończy się sytuacja nawróconego łotra – Tak więc, możesz zostać tutaj, w Zamku, dołączając do mojej Rady Miejskiej oraz Rady Północy. Będziesz ze mną mieszkał, jadł i doradzał mi w każdej sytuacji traktując mnie z najwyższą godnością i zaufaniem. Ja odwdzięczę ci się tym samym. Pamiętaj jednak, że ta możliwość wymaga olbrzymiego samozaparcia. Zwłaszcza dla kogoś… - nie znalazł odpowiedniego wyrażenia, aby opisać jego niegodziwą osobę, dlatego przeskoczył do drugiej opcji – Natomiast istnieje druga możliwość. Staniesz się znowu wolnym człowiekiem, a ja dam ci tyle złota ile tylko będziesz mógł unieść i wypuszczę cię z Zamku – Galthar kiwnął głową - Jednak do Perhange wrócić nie pozwolę. Zbyt sobie nagrabiłeś, aby kolejny raz wysyłać Cię na ulicę. Będziesz mógł wyruszyć w świat i robić co ci się żywnie podoba. Zdejmę z ciebie gończe listy, które rozesłałem przed laty i wszystkie dawne grzechy zostaną ci wymazane. Rozpoczniesz wtedy nowe życie z dala od Kamiennego Miasta i poprowadzisz je w sposób jaki chcesz – zrobił drobną pauzę – A zatem?
Wszystkie oczy zwróciły się na Galthara. Była to ważna chwila w jego życiu, która miała mieć wpływ na jego dalszą przyszłość. Opcja druga wydawała się intrygująca. Mógłby poznać nowe miejsca w Dwurzeczu podróżując bez problemu, o czym niegdyś marzył. Wyjazd był i tak pewny, bo  tutaj, w Perhange, był już absolutnie skończony. Jednak pierwsza możliwość wydawała mu się korzystniejsza. Lordowie z Rady zarabiali tyle, że nie musiałby martwić się o nic, do końca swoich dni. A poza tym Lord Edric wczoraj postawił go przed wyborem i za wysoką cenę wydał przyjaciół. Teraz miał nie skorzystać z okazji?
 Nie będzie tak łatwo, Panie.
Poza tym, dorósł już do tego, żeby ustatkować się na tyle, aby mieć dobrze płatną pracę, w której nie trzeba robić zbyt wiele. Uważał siebie także za dobrego kandydata na Radnego. Miał w sobie coś w rodzaju charyzmy: cięty język i nieprzeciętny umysł, co w jego opinii było tym co cechuje dobrego doradcę.
- Dziękuje za łaskawość, Panie – rzekł w końcu – Obie opcje, które otrzymałem są niesamowicie intrygujące i napawają mnie pełnym optymizmem. Druga z nich wydaje się chyba ciekawsza…
- Świetnie! – przerwał mu Lord Edric uradowany.
- Jednakże – dokończył Galthar z naciskiem – chciałbym się w końcu przyczynić do czegoś pozytywnego w tym mieście – na jego twarzy rozciągnął się szeroki uśmieszek – Zostaję!
Mimo sceptycznego nastawienia do jego osoby na Sali rozległy się brawa i wiwaty.
Lord Edric, wydawał się kompletnie zaskoczony obrotem sprawy. A kiedy kilka chwil później przyjmował od niego słowa przysięgi wyglądał nawet na zawiedzionego. Prawdopodobnie miał nadzieję, że sumienie nie pozwoli mu zostać w mieście, bezczelnie dołączając do Rady.
Naiwny…
Ser Ellan Trew również nie był zadowolony. Po uroczystych słowach wypowiedzianych przez byłego łotra podszedł do niego i szepnął do ucha parę słów:
- Spróbuj tylko jakichś swoich sztuczek, to osobiście wypruje ci flaki. Nie żartuję. Dla mnie zawsze będziesz tylko zwykłym robakiem.
Galtharowi wcale nie podobało się życie bez flaków. Przełknął głośno ślinę i z nerwowym uśmiechem, klepiąc ręką w stalową zbroję zapewnił Dowódcę Straży, że nie ma zamiaru robić sztuczek, gdyż chce w końcu doświadczyć życia w spokoju.
Wcale nie chciał się już wychylać. Chciał w końcu spełnić się na swojej nowej posadzie, zapominając o starych czasach.
Była to dla niego idealna opcja, aby pozostawić starego Galthara za sobą i zacząć od nowa. Nowa posada była jak przewrócenie kartki.
Jednak nadal nie był przekonany, co do tego, czy nowe życie faktycznie go zadowoli. Został Lordem i rozpościerała się przed nim nowa ścieżka życia, która była rażąco niepodobna do poprzedniej.
Zastanawiał się chwilę nad swoim losem, prowadząc z samym sobą wewnętrzny dialog.
- Czy naprawdę jestem w stanie rzucić życie złodzieja?
- Przecież dałem radę przez dwa lata.
- Ale było mi przeraźliwie nudno.
-  To pewnie, przez nudne życie na wsi
- A jeżeli to przez mój charakter?
- Tutaj będzie inaczej.
- Co jeśli będzie tak samo?
- A czy mam jakiś inny wybór?
- Powrót do korzeni występku…
- Nie może być. Do karczmy przecież nie wrócę…
Przypomniał sobie o Gamberze i o Gildii (a raczej o tym, co było kiedyś Gildią, kiedy miała jeszcze członków). Teraz ta organizacja miała tylko jednego.
 Lista nazwisk, które podał dzień wcześniej zawierała wszystkie nazwiska i adresy członków Gildii z jednym wyjątkiem. Galthar nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby zrobił to swojemu jedynemu prawdziwemu ojcu, Gamberowi. Ale nawet jeżeli go nie wydał , mógł się założyć, że niebyły mile widziany w jego karczmie.
Postanowił wyrzucić te myśli z pamięci.
Nie mogę tam wrócić, nie mogę się nawet zobaczyć z karczmarzem!
Zabiłby mnie na miejscu. Nie mogę już być złodziejem. Muszę się zmienić – postanowił - Może faktycznie miejsce w Radzie dobrze mi zrobi? Ile można żyć w nieprawości….
Cokolwiek by nie pomyślał nie mógł nic zrobić. Tłum Lordów porwał go ze sobą. Pozostawił Lorda Edrica wraz z Ser Ellanem i karłem w Wielkiej Sali a sam, wraz ze swoimi nowymi druhami z Rady udał się ucztować.
W końcu w jego życiu dokonało się coś wzniosłego i niespodziewanego. W ciągu krótkiego czasu jego nastroje kompletnie wirowały. Jeszcze parę tygodni temu ubolewał nad swoim nędznym losem świniopasa, aby chwilę później zamienić go na fascynujące snucie planów napadu z Mathosem i Kastarem (na samą myśl o tej dwójce śmiało mógł uderzyć nawet kobietę). W końcu jednej nocy nastrój strachu, podniecenia i ogromnej radości mieszał się w jedną wielką całość zmieniając się w jednej chwili w olbrzymie przerażenie.

Lecz to co odczuwał teraz było jakby nieco wymuszoną radością, przykrywającą nieco jego wcześniejsze bóle. Nie było mu źle. Na swój sposób czuł się dobrze. Czuł, że może w końcu będzie miał szansę zrobić coś dobrego, co przyćmi poprzednie grzechy. Ta myśl napawała go optymizmem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz