Wziął głęboki oddech i zrobił
krok przekraczając próg. Pierwszy raz wchodził do komnaty Najwyższego nie jako
złoczyńca, ale jako wolny człowiek.
Może nie odczuwał wielkiej
radości, ale towarzyszyła mu pewnego rodzaju ulga i spokój. Błoga myśl, że
wszystko dobrze się skończyło.
Mimo wolności, której doświadczał,
do Wielkiej Sali został w prowadzony przez oddział Strażników. Stał przed
podwyższeniem czekając na rozpoczęcie całej ceremonii.
Nie pamiętał już kompletnie tego
co zrobił. Teraz interesował go tylko zysk - coś w rodzaju kolejnego zadania,
którego musiał się podjąć. To, że wydał starych przyjaciół odeszło w niepamięć.
Miał stać się Lordem osiadając w
Radzie Miasta i Radzie Północy, co – kiedy sobie to w pełni uświadomił – zaczęło
go intrygować. Choć praca nie była tak pełna wrażeń, jak robota w Gildii, z
pewnością nie można było nazwać jej nudną. Członkowie Rady często ucztowali,
jeździli na polowania i mieli wpływ na sprawy całego miasta. Niekiedy dostawali
własne zamki lub wsie, a także podróżowali po świecie, co było dla Galthara, - który
większość życia spędził w jednym miejscu - fascynującą wizją.
Opuścił rodzinną wioskę w wieku
lat piętnastu, a w tym roku miał skończyć trzydzieści osiem lat, więc powoli do
jego głowy wpadały myśli o ustatkowaniu. Był niskim, niezbyt postawnym
mężczyzną, a jeżeli chodzi o sposoby walki bardziej preferował szybkość i
zwinność od siły i wytrzymałości. Jego twarz niegodziwą porastał lekki, ciemny
zarost ze szczególnie zaznaczonymi wąsami i bródką. Dość długie, tłuste, czarne
jak smoła włosy zaczesywał do tyłu, żeby nie przeszkadzały mu w spoglądaniu na
świat.
- Niedościgniony – powiedział
powoli Lord Edric Stary, siedzący jak zawsze na tronie. Jego głos nie był jednak
tak żywy, jak dzień wcześniej – bardzo się cieszę na twój widok.
Nie wiedział do końca dlaczego
Najwyższy postanowił dołączyć go do swojej Rady. Przez dwadzieścia cztery
godziny usłyszał już wiele oburzonych głosów, mówiących, że to niedorzeczna i
niesprawiedliwa cena za podanie listy nazwisk łotrów. On jednak planował
wykorzystać ten przywilej jak najlepiej dla siebie. To, co zrobił nie było łatwe
i jeżeli istniała możliwość skorzystania z odszkodowania nie wahał się po nie
sięgnąć.
Na Sali zapadła cisza. Wszyscy
zebrani czekali na rozwój wydarzeń, licząc, że może jednak Lord Edric zmieni
zdanie i posadzi Galthara w lochu, lub choć przynajmniej wyrzuci go z Zamku.
Stary od razu przeszedł do
meritum.
- Jesteś gotowy wypowiedzieć
słowa?
Szybko działa. Przysięga, którą miał złożyć miała zobowiązywać go
do służby Najwyższemu najlepiej jak tylko potrafił, do końca swoich dni.
- Owszem – odpowiedział uprzejmie
– jeżeli obecni Lordowie wyrażają zgodę – dodał zerkając na Dowódcę Straży z
szyderczym uśmieszkiem na twarzy.
Ser Ellan Trew zrobił się
czerwony i nie czekając ani chwili stanął między Galtharem a Najwyższym
upadając na jedno kolano, zupełnie jak dzień wcześniej.
- Panie – rzekł przejęty – wiesz
o tym dobrze, że ten złoczyńca sprawiał olbrzymie problemy Tobie i Radzie.
Dlaczego chcesz utrzymywać pod swoim dachem kogoś z kim walczyłeś przez tyle
lat? Dlaczego mamy karmić wroga? Jeżeli jest w stanie wydać swoich przyjaciół w
trudnej chwili tym bardziej nie będzie mieć problemów wydać Ciebie, Panie. Do
tego typu ludzi nie ma zaufania. Nie można mu wierzyć. To zwykły złodziej,
włamywacz i morderca. Zapłać mu w inny sposób, a potem niech umrze jak chce.
Byle nie tutaj, nie w Zamku.
Brawa poniosły się po Sali,
jednak Najwyższy uciszył je niemrawym ruchem dłoni.
Galthara przeszył lekki dreszcz
przerażenia. Wszystko co powiedział Ser Ellan było prawdą i on sam nigdy nie
założyłby się o to, że Lord Edric zostawi go przy swoim boku. Czekał jednak na
to co powie władca.
Na zapadniętej twarzy Najwyższego
było widać zakłopotanie. Walczył ze sobą w środku, co okazywał zmarszczonymi
brwiami i przymrużonymi oczyma, mamlając przy tym ustami.
- Galtharze – przemówił w końcu
- Przez wiele lat piąłeś się po drabinie
występku przyczyniając się do wielu nieprawych czynów. Ile to już razy
odwiedzałeś moje oblicze?
- Trzy… - nie był dumny z tak dużej
liczby.
Powinienem był być ostrożniejszy.
- Trzy razy! Przyznajesz się do
wszystkich czynów, które Ci zarzucamy?
- To zależy – mruknął Galthar.
- Chociażby napad na browar
miejski. – Najwyższy wlepił w niego lodowate, przeszywające na wskroś
spojrzenie.
Galthar kiwnął głową
- A co z włamaniem do
strażniczego magazynu? – ciągnął.
- Tak, brałem w tym udział…
- Napad na karawanę z Varn –
wtrącił Ser Ellan Trew.
- Również.
- Zabójstwo Świętego Mnicha? – Lord Edric miał dość agresywny głos – A co z ostatnim napadem na skarbiec?
Galthar już szukał słów aby
odpowiedzieć na podane zarzuty, jednak nagle coś za nim huknęło. Odwrócił się i
zobaczył otwarte na oścież wielkie drzwi. Wszedł przez nie mały, ubrany w
czarno-czerwony, obcisły strój człowieczek. Był to Pumbernill - nadworny błazen,
ale także doradca Najwyższego. Małymi, szybkimi kroczkami przemierzył całą
długość Sali i przepychając się przez tłum, dotarł na podwyższenie. Dreptając
obok Galthara sięgnął mu lekko powyżej pasa, co jeżeli chodzi o wzrost
przypadało na kilkuletnie dziecko.
- Wybacz mi, panie – rzucił
Pumbernill przebiegając koło Lorda Edrica i zajął miejsce na małym krzesełku po
lewej stronie tronu.
Najwyższy zignorował go szukając kolejnych argumentów.
Jednak nie czekając, nad całą sytuacją zapanował Galthar.
- Panie. Wiem, że moja historia w
tym mieście nie jest pisana białym piórem. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem najgodniejszą
osobą, która jest brana pod uwagę, jeżeli chodzi o przystąpienie do Rady
Północy. Jednak doznałem wewnętrznej przemiany – Ser Ellan Trew parsknął
śmiechem. Mimo to Galthar kontynuował – Postanowiłem stać się zupełnie nowym człowiekiem, czego początki już znamy.
Daj szansę, a pokażę Ci, Panie, że nie zawiodę. Daj mi przysięgnąć. Jesteś mi
to przecież winien. Zapłaciłem za to.
Lord Edric siedział przez chwilę
w milczeniu wpatrując się w przestrzeń. W końcu wlepił w niego swoje błękitne,
zimne oczy i wymamrotał:
- Możliwe, że przesadziłem wtedy
z nagrodą za informacje. Wielu mówi mi, że to niesprawiedliwe – Galthar
podniósł brew – Jednak obiecałem, a swojego słowa zwykłem dotrzymywać. Lecz
względu na słowa mojego zaufanego doradcy – skinął głową na Ser Ellana – pozostawię
Ci dwie opcje. Tak jak powiedziałeś, faktycznie jestem Ci coś winien. Ale to
według własnego sumienia zadecydujesz, czy jesteś godzien, czy też nie. – na
Sali znowu zapanowała absolutna cisza. wydawali się zainteresowani tym, jak
skończy się sytuacja nawróconego łotra – Tak więc, możesz zostać tutaj, w Zamku,
dołączając do mojej Rady Miejskiej oraz Rady Północy. Będziesz ze mną mieszkał,
jadł i doradzał mi w każdej sytuacji traktując mnie z najwyższą godnością i
zaufaniem. Ja odwdzięczę ci się tym samym. Pamiętaj jednak, że ta możliwość
wymaga olbrzymiego samozaparcia. Zwłaszcza dla kogoś… - nie znalazł
odpowiedniego wyrażenia, aby opisać jego niegodziwą osobę, dlatego przeskoczył
do drugiej opcji – Natomiast istnieje druga możliwość. Staniesz się znowu
wolnym człowiekiem, a ja dam ci tyle złota ile tylko będziesz mógł unieść i
wypuszczę cię z Zamku – Galthar kiwnął głową - Jednak do Perhange wrócić nie
pozwolę. Zbyt sobie nagrabiłeś, aby kolejny raz wysyłać Cię na ulicę. Będziesz
mógł wyruszyć w świat i robić co ci się żywnie podoba. Zdejmę z ciebie gończe
listy, które rozesłałem przed laty i wszystkie dawne grzechy zostaną ci
wymazane. Rozpoczniesz wtedy nowe życie z dala od Kamiennego Miasta i
poprowadzisz je w sposób jaki chcesz – zrobił drobną pauzę – A zatem?
Wszystkie oczy zwróciły się na
Galthara. Była to ważna chwila w jego życiu, która miała mieć wpływ na jego
dalszą przyszłość. Opcja druga wydawała się intrygująca. Mógłby poznać nowe
miejsca w Dwurzeczu podróżując bez problemu, o czym niegdyś marzył. Wyjazd był i
tak pewny, bo tutaj, w Perhange, był już
absolutnie skończony. Jednak pierwsza możliwość wydawała mu się korzystniejsza.
Lordowie z Rady zarabiali tyle, że nie musiałby martwić się o nic, do końca swoich
dni. A poza tym Lord Edric wczoraj postawił go przed wyborem i za wysoką cenę
wydał przyjaciół. Teraz miał nie skorzystać z okazji?
Nie
będzie tak łatwo, Panie.
Poza tym, dorósł już do tego,
żeby ustatkować się na tyle, aby mieć dobrze płatną pracę, w której nie trzeba
robić zbyt wiele. Uważał siebie także za dobrego kandydata na Radnego. Miał w sobie
coś w rodzaju charyzmy: cięty język i nieprzeciętny umysł, co w jego opinii
było tym co cechuje dobrego doradcę.
- Dziękuje za łaskawość, Panie –
rzekł w końcu – Obie opcje, które otrzymałem są niesamowicie intrygujące i
napawają mnie pełnym optymizmem. Druga z nich wydaje się chyba ciekawsza…
- Świetnie! – przerwał mu Lord
Edric uradowany.
- Jednakże – dokończył Galthar z
naciskiem – chciałbym się w końcu przyczynić do czegoś pozytywnego w tym
mieście – na jego twarzy rozciągnął się szeroki uśmieszek – Zostaję!
Mimo sceptycznego nastawienia do
jego osoby na Sali rozległy się brawa i wiwaty.
Lord Edric, wydawał się
kompletnie zaskoczony obrotem sprawy. A kiedy kilka chwil później przyjmował od
niego słowa przysięgi wyglądał nawet na zawiedzionego. Prawdopodobnie miał
nadzieję, że sumienie nie pozwoli mu zostać w mieście, bezczelnie dołączając do
Rady.
Naiwny…
Ser Ellan Trew również nie był
zadowolony. Po uroczystych słowach wypowiedzianych przez byłego łotra podszedł
do niego i szepnął do ucha parę słów:
- Spróbuj tylko jakichś swoich sztuczek,
to osobiście wypruje ci flaki. Nie żartuję. Dla mnie zawsze będziesz tylko
zwykłym robakiem.
Galtharowi wcale nie podobało się
życie bez flaków. Przełknął głośno ślinę i z nerwowym uśmiechem, klepiąc ręką w
stalową zbroję zapewnił Dowódcę Straży, że nie ma zamiaru robić sztuczek, gdyż
chce w końcu doświadczyć życia w spokoju.
Wcale nie chciał się już wychylać.
Chciał w końcu spełnić się na swojej nowej posadzie, zapominając o starych
czasach.
Była to dla niego idealna opcja,
aby pozostawić starego Galthara za sobą i zacząć od nowa. Nowa posada była jak
przewrócenie kartki.
Jednak nadal nie był przekonany,
co do tego, czy nowe życie faktycznie go zadowoli. Został Lordem i
rozpościerała się przed nim nowa ścieżka życia, która była rażąco niepodobna do
poprzedniej.
Zastanawiał się chwilę nad swoim
losem, prowadząc z samym sobą wewnętrzny dialog.
- Czy naprawdę jestem w stanie rzucić życie złodzieja?
- Przecież dałem radę przez dwa lata.
- Ale było mi przeraźliwie nudno.
- To pewnie, przez nudne życie
na wsi
- A jeżeli to przez mój charakter?
- Tutaj będzie inaczej.
- Co jeśli będzie tak samo?
- A czy mam jakiś inny wybór?
- Powrót do korzeni występku…
- Nie może być. Do karczmy przecież nie wrócę…
Przypomniał sobie o Gamberze i o
Gildii (a raczej o tym, co było kiedyś Gildią, kiedy miała jeszcze członków).
Teraz ta organizacja miała tylko jednego.
Lista nazwisk, które podał dzień wcześniej
zawierała wszystkie nazwiska i adresy członków Gildii z jednym wyjątkiem.
Galthar nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby zrobił to swojemu jedynemu
prawdziwemu ojcu, Gamberowi. Ale nawet jeżeli go nie wydał , mógł się założyć,
że niebyły mile widziany w jego karczmie.
Postanowił wyrzucić te myśli z
pamięci.
Nie mogę tam wrócić, nie mogę się nawet zobaczyć z karczmarzem!
Zabiłby mnie na
miejscu. Nie mogę już być złodziejem. Muszę się zmienić – postanowił - Może faktycznie miejsce w Radzie dobrze mi
zrobi? Ile można żyć w nieprawości….
Cokolwiek by nie pomyślał nie
mógł nic zrobić. Tłum Lordów porwał go ze sobą. Pozostawił Lorda Edrica wraz z
Ser Ellanem i karłem w Wielkiej Sali a sam, wraz ze swoimi nowymi druhami z
Rady udał się ucztować.
W końcu w jego życiu dokonało się
coś wzniosłego i niespodziewanego. W ciągu krótkiego czasu jego nastroje
kompletnie wirowały. Jeszcze parę tygodni temu ubolewał nad swoim nędznym losem
świniopasa, aby chwilę później zamienić go na fascynujące snucie planów napadu
z Mathosem i Kastarem (na samą myśl o tej dwójce śmiało mógł uderzyć nawet
kobietę). W końcu jednej nocy nastrój strachu, podniecenia i ogromnej radości
mieszał się w jedną wielką całość zmieniając się w jednej chwili w olbrzymie
przerażenie.
Lecz to co odczuwał teraz było
jakby nieco wymuszoną radością, przykrywającą nieco jego wcześniejsze bóle. Nie
było mu źle. Na swój sposób czuł się dobrze. Czuł, że może w końcu będzie miał
szansę zrobić coś dobrego, co przyćmi poprzednie grzechy. Ta myśl napawała go
optymizmem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz